Stres i wypalenie zawodowe wśród lekarzy - cz. 1 i 2

Jarosław Kosiaty

Nadzieja podobno umiera ostatnia. A co się dzieje, gdy tracimy wiarę w to, co robimy? Gdy praca przestaje nam dawać satysfakcję, czujemy się wyczerpani licznymi obowiązkami i nadmiernymi wymaganiami? Na stałe towarzyszy nam znudzenie i zniechęcenie, często boli nas głowa, jesteśmy drażliwi, nic nas nie cieszy, mamy kłopoty ze snem, łatwiej zapadamy na różne choroby...

Jeden z kolegów napisał do mnie: "Mam propozycję, aby kolejny artykuł poświęcić wypaleniu zawodowemu lekarzy. Bo na czym dzisiaj polega w dużej części nasza praca, jak nie na wykonywaniu rutynowych czynności w celu "nabicia" jak największej ilości punktów dla NFZ?! System zmusza nas do tego, że dziennie przyjmujemy 30-50 pacjentów. Gdzie tu może być mowa o jakości usługi, czasie na rozmowę z pacjentem? W takiej sytuacji depresja łapie także i nas. W tym aspekcie upodabniamy się do pracowników korporacji, z małą jednak różnicą: za kilkakrotnie mniejsze pieniądze."

W amerykańskim podsumowaniu badań w tej dziedzinie "Medscape Physician Lifestyle Report 2015" Carol Peckham zwraca uwagę, że ofiarami wypalenia zawodowego padają najczęściej lekarze pracujący na OIOM-ach (53%), zatrudnieni w oddziałach ratunkowych (52%), lekarze rodzinni (50%), interniści (50%) oraz chirurdzy (50%). Na dole całego zestawienia znaleźli się: dermatolodzy (37%), psychiatrzy (38%), patolodzy (39%), gastroenterolodzy (41%), okuliści (41%), alergolodzy (43%) i reumatolodzy (43%) - choć i w przypadku tych specjalizacji skala zjawiska jest szokująca*.

Rok wcześniej alarmujące dane opublikowane zostały w czasie Kongresu Europejskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej (ESMO), który odbywał się w Madrycie. Na zlecenie tej organizacji przeprowadzono badanie wśród blisko 600 onkologów z całej Europy, którzy nie ukończyli jeszcze 40. roku życia. Aż 71% z nich przyznało, że czuje się wypalonych zawodowo (nie miała przy tym znaczenia płeć respondentów). Podobna sytuacja dotyczy koleżanek i kolegów po drugiej stronie oceanu. Ujawnione w czasie zjazdu Amerykańskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej (ASCO) rezultaty badań wykazały, że aż 35% amerykańskich onkologów myśli nawet o zmianie pracy w ciągu najbliższych dwóch lat.

A jak wygląda sytuacja w naszym kraju? Kierownik Katedry i Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego - prof. Jacek Jassem, w wywiadzie udzielonym Polskiej Agencji Prasowej potwierdził, że praca onkologów należy do najbardziej stresujących. "Spotykamy się na co dzień z prawdziwymi ludzkimi dramatami, rozwiązujemy najtrudniejsze problemy medyczne, stawiamy czoła etycznym dylematom, często pomagamy chorym stawić czoła nowej życiowej sytuacji, które niesie za sobą ciężka choroba. Mimo to cały czas mamy poczucie, że nie jesteśmy w stanie spełnić wszystkich oczekiwań chorych i ich rodzin, to naturalne, bo nasze niepowodzenia, niestety nadal częste, budzą ich żal i gniew. Liczba nowotworów stale rośnie, a równocześnie mnożą się w geometrycznym tempie biurokratyczne obowiązki".

Czy istnieją zatem skuteczne sposoby radzenia sobie ze stresem i wypaleniem zawodowym w naszym zawodzie? To pytanie zadałem Koleżankom i Kolegom na łamach portalu dla lekarzy Esculap.com. W odpowiedzi otrzymałem wiele ciekawych listów. Oto niektóre z nich:

  • "Zapewne znacie ten przesąd, że jeżeli śnią się komuś zęby, oznacza to nieszczęście lub chorobę. A co jeżeli taki sen nawiedza dentystę? Znaczy, że jest przepracowany albo wypalony. Po osiemnastu latach w zawodzie często zdarza mi się wpadać w takie czarne dziury, w których nawet dna nie widać. Wówczas oddałabym wszystko, aby chociaż na chwilę wyrwać się z tego żółtawym osadem pokrytego płotka o (standardowo) trzydziestu dwóch sztachetkach, w który wbijam wzrok przez kilkanaście godzin dziennie. Gna mnie pragnienie, by uciec od protez, roszczeniowych pacjentów, bzdurnych nakazów z NFZ, medycznych standardów, wzorcowych procedur tak odległych od nie zawsze pastą do zębów pachnącej rzeczywistości. Marzenia po dekapitacji... Do urlopu daleko, portfel zdrenowany przez zwykłe płatności. Wyjazd nie wchodzi w grę . Na spacer nie pójdę, bo dookoła znajome paszczęki i pełno takich, którzy i na środku ulicy gotowi demonstrować "zygający się kłumok" (czytaj: ruszający się ząb) albo żądać porady w temacie "jadowitych ślozów w gębie" (pieczenie w jamie ustnej). Cóż więc pozostaje spopielałemu w środku wiejskiemu dentyście? Alternatywny sposób podróżowania - książki. Kiedy zaszyję się w jakimś ustronnym kąciku mieszkania, akustycznie odizoluję od ukochanej rodziny, przemierzam epoki i tysiące kilometrów, przeżywam setki żyć, tak różnych od mojego, zastanawiam nad dylematami bohaterów, a moje zmory pozostają gdzieś poza ochronną otoczką fikcji literackiej. Szkoda tylko, że doby nie da się rozciągnąć, że te wyekstrahowane (zawód zobowiązuje, hi, hi) z rzeczywistości chwile są takie krótkie i trzeba wracać do kieratu z obowiązkowym uśmiechem firmowym numer pięć na twarzy." (nadesłała M.M-A.)

  • "Wypalenie zawodowe - każdy z nas o tym słyszał i każdy ma ochotę co jakiś czas powiedzieć, że to właśnie jego największy problem. Ale jak martwić się swoimi problemami jeśli inni mają większe? Jak zastanawiać się nad sensem pracy zawodowej, nad radością z życia rodzinnego i zawodowego, gdy walczy się o zdrowie i życie innych ludzi? Odejść i ich wszystkich zostawić? Czy Pan w podeszłym wieku nie ma więcej problemów ze sztywnymi stawami niż lekarz zmęczony codzienną pracą? Jak wytłumaczyć matce chorego dziecka, że mam "wypalenie zawodowe" i nie mam już siły, chęci i motywacji żeby uśmiechnąć się do jej przestraszonego dziecka i okazać im wystarczająco dużo cierpliwości? Moim zdaniem wypalenie zawodowe może dotyczyć księgowej, nauczyciela, kucharza, ale lekarz to nie zawód, to służba i choć czasem nie ma sił, bo w końcu jest się tylko człowiekiem, to jednak decydując się na odpowiedzialność za zdrowie i życie innych ludzi trzeba mieć w sobie tę siłę, która pomaga wytrwać w każdej sytuacji. Jeśli się jest po trzecim dyżurze i 12 godzinach pracy w ciągu doby, to należy po prostu dobrze się wyspać, wyleżeć i odsapnąć, a spojrzenie wstecz na wszystkie uratowane istnienia i te wszystkie osoby w ciszy i spokoju odprowadzone do bram niebios, dają siłę na to, aby jednak wstać i iść dalej. Kto inny jak nie my? Mój sposób na wypalenie zawodowe: wystarczy przypomnieć sobie, dlaczego jest się właśnie w tym miejscu, na tym stanowisku i dlaczego ci wszyscy ludzie czekają pod drzwiami naszego gabinetu. Wypalenie powinno dotyczyć raczej tego lekarza, który nie ma pacjentów, a nie tego, który nie ma czasu. Serdecznie Pozdrawiam." (nadesłała A.Z.)

  • "Witam. Jestem lekarzem z 35-letnim stażem, w tym parę lat "dyrektorowania" dużym szpitalem i dziesięć lat "szefowania" koordynacją działań ratowniczych jako naczelnik wydziału zarządzania kryzysowego. Stresów nie brakowało, wypalenia zawodowego też, a jak sobie z tym radzę to poniżej...

    Chyba nawet największy pasjonat, wykonujący najciekawszy zawód świata, ma takie chwile, gdy dopada go dodatkowy stres i znudzenie. Jeśli nie, to niebezpiecznie zaczyna ocierać się o pracoholizm, a to o wiele groźniejsza niż wypalenie zawodowe jednostka chorobowa, którą trudniej zwalczyć niż przejściową, zawodową chandrę. Na tę ostatnią istnieje bowiem wiele różnych rozwiązań. Od modnych i równie drogich zajęć z trenerami sukcesu, poprzez dalekowschodnie terapie drgającymi misami, po wszelkie możliwe odmiany ekstremalnej aktywności. Ponieważ nie mam zaufania do uśmiechniętych dwudziestokilkulatków, którzy uczą jak żyć, nie przemawiają do mnie mądrości z Kraju Środka, a na uprawianie triatlonu już jest niestety za późno, mam swój, szalenie prosty sposób na radzenie sobie z chwilowym spadkiem entuzjazmu do pracy. Pomysł, którego nie promuje się w kolorowych magazynach i niewiele osób się do niego przyznaje. Sposób który mało kosztuje i jeszcze mniej wymaga. Można go stosować zawsze i wszędzie. To słodkie nicnierobienie, które niektórzy nazwaliby lenistwem. Dwa tygodnie beż żadnego "muszę", "powinienem", "wypada" i "należy". Dzień w dzień tylko "chcę", "lubię", "zobaczymy" i "dziękuję, ale nie". Dwa tygodnie tylko dla siebie, a kiedy mam ochotę to dla rodziny i przyjaciół. Bez planu i bez listy zadań. W domu, nad morzem albo w górach w zależności od nastroju. Na pewno nie na Mazurach, bo po prostu nie lubię. Spanie do południa lub do godz. 6.00 rano, jeśli tylko jest jakiś ciekawy powód, by wstać tak wcześnie. Kawa, gazeta, kontrolny rzut oka na TVN24 w poszukiwaniu żółtego paska, książka, gazeta, melisa. Cały dzień w kapciach, bez wyrzutów sumienia. To dwa tygodnie, w których ze wszystkich kosmicznych i w większości niepotrzebnych funkcji telefonu, najbardziej przydaje się przycisk on/off. Jeżeli Internet, to tylko po to, aby po raz kolejny ściągnąć wszystkie odcinki "Stawki większej niż życie" lub sprawdzić repertuar kin i teatrów. No i oczywiście zawsze znajdzie się jakaś zapomniana misja do przejścia w "Call of Duty", na którą nigdy nie było czasu, gdy pierwsi pacjenci zapisani są na 7.30. Na grzyby, na ryby, na działkę w zależności od sezonu. Takie dwa tygodnie z zespołem ABC, czyli "absolutnego braku ciśnień" to z reguły wystarczająca terapia. Gdy po kilkunastu dniach przerwy od codziennej rutyny, zaczyna nam jej jednak brakować, to znak, że od najbliższego poniedziałku, od godz. 8.00 rano możemy wrócić do pracy. Na zdrowie." (nadesłał L.J.)

  • "(...) Niebo bywa przygniecione ciężkimi jak ołów chmurami, przez które nie przebija się nawet garść promieni radosnego słońca. Pośród codziennego zabiegania, niejednemu z nas - lekarzy, taka zima życia zawodowego ukazała się na dobre. I może to było nawet w środku lata. Co zrobić, by człowiek-kolega, którego mijam w pracy, nie był cieniem "mego pochmurnego ja", aby pacjent, którego "bycie" nadaje niejako sens mojej misji medycznej, nie był zmorą, a dom mój był miejscem, które jeszcze znam. Szukając odpowiedzi sięgam do własnego serca: mówi na początku, że chłodno, zimno, pusto, bez sensu. Czy takie życie sobie wybrałam, ba pragnęłam, chciałam? Takie puste, zimne... O nie! Wychodzę z domu, pracy, idę w miejsca gdzie cisza otula wspomnieniami i jednak gdzieś w głębi serca zaczynam spotykać siebie i bliskiego człowieka. Ba nawet w całym niezrozumieniu przemknie myśl o Absolucie świata. Wracam do "siebie", przypominam sobie o pięknych chwilach własnego życia, kiedy każdy dzień był pełen radosnych emocji i optymistycznych wyzwań, które spełnione pozwalały szczycić się sukcesem i czuć w sobie ten wiatr pędu i mocy. Często odszukuję w pamięci i albumach twarze osób, które "coś" znaczą, bo współtworzyły moje "bycie". Chcę słuchać wtedy nie tylko własnego serca, ale drugiego człowieka, jego myśli i trosk codziennych. I biegnę szukając nieba... aż wreszcie powracam do własnej tożsamości. Wzmacniam ją poprzez stare i nowe zainteresowania i trwanie we wspólnocie. Okazuje się, że kolega czy koleżanka z pracy może być brakującymi we mnie "Alfą i Omegą", może wsparciem, a nawet głosem zachwytu nad moją wspaniałością; że pacjent to nie zbiór chorób i problemów, ale ukryty za jego twarzą i sercem świat innych osób, równie tak ważnych, jak jego szczęście; że mój dom to JA, bo w nim dobrze się czuję." (nadesłała M.H.)

  • "Ten temat jest mi bliski, ponieważ jestem lekarzem psychiatrą i coraz częściej spotykam się w swojej praktyce zawodowej z brakiem dopasowania ludzi do oczekiwań społecznych. Wypalenie jest coraz częstszym zjawiskiem, rezultatem przewlekłego stresu, długotrwałego obciążenia i presji, a jednocześnie braku wytchnienia i odpoczynku psychicznego. Dodatkowo na podniesienie poziomu stresu wpływa niepewność posiadania pracy w dłuższej perspektywie czasowej, restrukturyzacje, większa koncentracja na zyskach niż na wartościach jakie może ze sobą nieść praca zawodowa. Ambitne, młode osoby nie mają siły dłużej uczestniczyć w "wyścigu szczurów", pojawia się narastające zmęczenie organizmu, aż do wyczerpania, weekendy przestają wystarczać, aby odpocząć i z nową energią zabrać się do pracy. Potem nie chce się już angażować ani w sprawy firmowe, ani prywatne, dochodzi do degradacji kontaktów z innymi, a potem nawet do depresji, uzależnień, a nawet samobójstwa.

    Moim zdaniem dużo zależy od nas samych, naszej samoświadomości: na ile jesteśmy w stanie nauczyć się rozpoznawać swoje potrzeby, stawiać realne cele, umiejętnie kierować sobą i organizować swoje życie czyli zadbać o higienę stanu psychicznego.

    Ja staram się dbać o "rozsądną" ilość godzin pracy i adekwatną liczbę godzin snu, ale również komfort snu czyli banalne, ale od lat sprawdzone: cisza, wygodne łóżko, przewietrzony pokój.

    Pamiętam, że podczas aktywności fizycznej uwalniają się endorfiny poprawiające nastrój i zadowolenie z życia. Podobno wystarczy tylko 20 minut ćwiczeń trzy razy w tygodniu, aby lepiej radzić sobie ze stresem. Dlatego warto "pomachać nóżką" nawet między prasowaniem, a pochłanianiem grubych stron fachowej literatury. Nie tylko aktywność fizyczna pozwala oderwać się od codziennych problemów, ale też posiadanie hobby. Dzięki pasji zachowujemy poczucie sensu i celu naszego życia, bo poza pracą i domem jest w nim bowiem jeszcze coś więcej.

    Raz (a najlepiej dwa razy w ciągu roku) należy zadbać o urlop i koniecznie wyjechać z domu, bo inaczej spędzimy ten czas na załatwianiu zaległości i nie odpoczniemy. Nie do końca mamy wpływ na to, z kim pracujemy, ale należy robić sobie regenerujące przerwy w pracy i śmiać się z innymi, to poprawia relacje! To, co napędza nasze zaangażowanie w pracę, to również chęć rozwoju. Szukajmy więc nowych wyzwań i jasno określmy swoje priorytety, bo jeżeli lubimy to co robimy i nas to interesuje, to szanse na wypalenie znacznie maleją.

    Profilaktyka jest lepsza niż leczenie, więc zadbajmy też o nauczenie się własnych technik radzenia sobie ze stresem, metod relaksacji i budujmy oparcie społeczne w postaci rodziny, przyjaciół, współpracowników (rękaw partnera do wypłakania się czy możliwość zadzwonienia w nocy o północy do przyjaciółki, by usłyszeć: "dasz sobie radę", "masz rację", działają jak psychoterapia).

    Nie dajmy się kolejnej chorobie cywilizacyjnej XXI wieku! Nie dajmy się wypalić. Wszystkim życzę, by to w nas płonął ogień zapału, twórczości, pasji, dobrej woli i satysfakcji!" (nadesłała J.I.)

  • "Podobno dentyści są grupą bardzo narażoną na stres i wypalenie zawodowe. Pewnie tak jest, ale ja już od 33 lat jakoś sobie radzę. Może jest to związane z moim wrodzonym optymizmem, a może po prostu kocham to, co robię. Szczerze powiedziawszy nie wyobrażam sobie dnia, kiedy ostatni raz przyjmę pacjenta... Staram się zawsze być uśmiechnięta. Traktuję pacjentów jak bliskie mi osoby (...). Poza tym lubię i potrafię wypoczywać. Uwielbiam planować podróże a potem realizować swoje wyjazdowe marzenia (najczęściej trzy-cztery razy w ciągu roku). I tak się kręci :-)" (nadesłała B. B-T.)

  • "Jestem jeszcze dość młodym lekarzem-pediatrą. Część czasu pracy spędzam w gabinecie POZ. Moją bolączką jest brak dbałości rodziców o aktywność fizyczną małych pacjentów. Sama bardzo lubię jeździć na rowerze. Nic więc tak bardzo mnie nie odstresowuje, jak pedałowanie na świeżym powietrzu. A wypalenie zawodowe (czy może raczej na razie jego namiastkę) rozwieje natychmiast... spotkanie z moim pacjentem na wycieczce rowerowej :-)." (nadesłała K. B-C.)

  • "Dobry wieczór! Piszę w krótkim momencie przerwy między karmieniem piersią mojej niespełna dwumiesięcznej córeczki, a czytaniem bajeczek zazdrosnemu o nią czteroletniemu synkowi. Dzieci i rodzina to świetny sposób na wypalenie zawodowe, po prostu nie ma się czasu o nim myśleć. Drugi sposób warty polecenia to stale się rozwijać zawodowo. Tylko mąż w chwilach kryzysu marudzi, że mi chyba tytuł dr n. med. na nagrobku się przyda. Zatem lekturę prasy fachowej zaczynam po godz. 23:00. Trzeci sposób to rozwijać zainteresowania i pasje pozazawodowe. Tylko jeśli się realizuje te dwa pierwsze sposoby, to na trzeci zostaje zaledwie... 12 minut dziennie. I właśnie minęły ;). Z pozdrowieniami." (nadesłała A. Ł-P.)

    Na koniec niezwykły przepis:

  • "Kiedy stres przekracza moją wartość progową i czuję się, jak wyczerpana bateria, wtedy sięgam po "Przepis na antystres": 1 łyżka spokoju, porcja cierpliwości, około 10 cm uśmiechu, kilogram życzliwości, 3 ziarna nadziei, szczypta optymizmu, cały zapas dobrych wspomnień. Nie dodawaj uległości! Możesz przyprawić na słodko, ewentualnie ozdobić jednym listkiem czterolistnej koniczyny. Najlepiej podawaj natychmiast: wymieszaj to w sobie i wypij jednym haustem, jakbyś pił lekarstwo. Smakuje każdemu. Podziel się z bliskimi, może starczy i dla obcych. Delektuj się relaksem! Gorąco polecam. P.S. można schować do słoika i stosować w miarę potrzeby. Serdecznie wszystkich pozdrawiam." (nadesłała B.K.)

    Lek. Jarosław Kosiaty
    redaktor naczelny portalu dla lekarzy Esculap.com
    "Wypalenie zawodowe - Jak sobie radzimy - cz. 1 i 2"
    "Puls", nr 4/2017 i 5-6/2017. Wszystkie prawa zastrzeżone.
    e-mail: jkosiaty@esculap.pl

    * Źródło: "Physician Burnout: It Just Keeps Getting Worse"
    Carol Peckham, Medscape Family Medicine, Jan 26, 2015.
    www.medscape.com/viewarticle/838437


    Strona główna